Koszula
Dziś kraciasta koszula. Materiał kupiłam już bardzo, bardzo dawno temu (serio, w maju). Podobna koszula była w owym czasie w Zarze, a obecność takiego materiału w hurtowni zaskoczył mnie bardzo pozytywnie, tak więc zanabyłam. Miałam wtedy rękę (no w sumie pół tułowia) w gipsie i mimo inwalidztwa sporo rzeczy uszyłam. Wtedy też zaczęłam interesować się gotowaniem i pieczeniem, ale nie o tym. Materiał to jakaś uszlachetniona bawełna w granatowo-zielono-czerwoną kratę co widać na zdjęciach. Z koszulami zawsze miałam problem i zagwozdkę - jak je uszyć nie mając owerloka. Bez obrębiania, albo zygzakowym ściegiem zawsze się snuje, pruje i gdzieś wisi. No to wymyśliłam że obszyje je lamówką. I okej ale trochę to bez sensu, drożej, pracochłonne i usztywnia niepotrzebnie całość.

W końcu, na tej poniższej (powyższej) koszuli miałam zastosować szycie które podsunęła mi Mama. Dużo więcej zapasu, szyć na prawą stronę i drugi raz na lewą zaszywając tym samym krawędzie do środka. Oczywiście swoim zwyczajem nie przyłożyłam należytej wagi do wykrawania toteż, mimo że efekt końcowy na prawdę mi się podoba, w niektórych miejscach jest nieproporcjonalna... Cóż. Jak coś wartościowego spieprze to może się nauczę w końcu dokładności.
Tym sposobem uszyłam rękawy i efekt mi się podobał. Też troszkę usztywniło, ale było estetycznie i chyba możliwie dobrze na zwykłej maszynie.
Jako że koszulę szyłam baaaardzo na raty, po rękawach zrobiłam należytą przerwę. Tak z dwa tygodnie.
I w między czasie, najwspanialszy z dyskontów uszczęśliwił mnie swoją 'gazetką' w której moim oczom ukazał się overloc Singera. Tak tak, Singera, już nie SliverCrest na którego temat można w internecie poczytać wiele niepochlebnych opinii (ale wszystkie skwitowane wnioskiem że za 400zł warto zgrzeszyć). Po chwilowej radości, pojawił się smutek jako że nie posiadałam wolnego, ani żadnego, 600zł, a już od dłuższego czasu miałam w głowie overlock z Lidla (tak, tak, o nim mowa). Finał tej wątpliwie emocjonującej historii jest taki, że zawarłam lukratywny pakt z rodzicami i tak oto pojawił się on (a może ona?):
Jako ciekawostkę, moim zdaniem ciekawą dodam że po szybkim reshearchu w necie okazało się że inne sklepy tę samą maszynę sprzedają za 900-1000zł. Numery identyczne. Dziwne. Ale fajnie.
I dokładnie on (ona, płeć do sprawdzenia) jest powodem zawirowań w proporcjach koszuli, ponieważ cała reszta szwów została 'załatwiona' overlokiem i nie do końca umiałam wrócić na pierwotne linie szwów. Nakładanie nici łatwe nie było, ale pierwsza próba 3 nitkowego ściegu zakończyła się tak:
W razie wątpliwości, uważam to za sukces. Kolejną wielką przeszkodą było skończenie się czarnej nici... Żenujące. Ale kupiłam. Skończyłam. I jest. Według mnie takie jak trzeba.
A to dowody:
Zostałam poproszona o zaprezentowanie rzeczy które szyje dla koni albo jeźdźców i z przyjemnością to zrobię. Zastanawiam się czy nie pokazać tego na zupełnie nowej stronie. Zobaczę.
D z i ę k i !